wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział I

             Święta. Magiczny czas, który wszyscy spędzają z kochającą rodziną, kiedy jesteśmy
        w stanie wybaczyć wszystko i wszystkim, kiedy zapominamy o problemach, ciesząc się
                             każdą chwilą z bliskimi i kiedy wszyscy sobie pomagają... Mniej więcej.
                                                               ***
- Maaaaaamo! - Wrzasnęła pewna rudowłosa dziewczyna tak głośno, że nie było wątpliwości, iż usłyszało ją całe miasteczko.
- Przestań się tak drzeć Lily! - Odpowiedziała (również rudowłosa) kobieta, zapewne mama dziewczyny.
- Przeeepraaaaszaaaam! Nie mogę znaleźć bombek!
- Czego?!
- Boooombeeeeek! - Krzyczała nadal, a jej wrzaski przerywało raz po raz krótkie kichnięcie.
- Jakiej bomby?!
- BOMBEK! - Po tym poczuła, że już chrypnie i się nie myliła, bo gdy jej mama krzyknęła, że nadal jej nie słyszy i ma zejść ze strychu i chciała wrzasnąć "Okej!" z jej ust wydobył się tylko świst, a zaraz po tym zaczęła kaszleć i się prawie dusić. Gdy przeszedł jej ten atak, zeszła ostrożnie z drabiny i stanęła przed swoją rodzicielką, która gdy tylko ją zobaczyła wybuchła śmiechem.
- Co? Z czego się śmiejesz? Mam coś na...? - Szepnęła, pocierając dłonią twarz i gdy z powrotem na nią spojrzała, wiedziała już jaki jest powód śmiechu jej mamy. Na buzi miała mnóstwo kurzu, który dorobił jej brodę, wąsy i trochę brwi. Gdy spojrzała w lustro, sama musiała przyznać, że wygląda komicznie.
- Zaraz wracam - wychrypiała i pognała do łazienki, gdzie się szybko umyła twarz.
- Więc co tam krzyczałaś? I czemu masz taką chrypę? - Zapytała, gdy już wróciła i stanęła przed nią, trzymając się za gardło.
- To od tego wrzeszczenia, a darłam się, że nie mogłam znaleźć bombek - szepnęła, uśmiechając lekko.
- Oh, Lily. No dobrze, powiem tacie, żeby poszukał tych bombek, a ty chodź do kuchni, zrobię Ci mleko z miodem, może pozbędziemy się tej chrypy - rzekła, obejmując córkę ramieniem i uśmiechając się pokrzepiająco.
Udały się do kuchni, gdzie jej mama zajęła się robieniem zbawczego napoju, a Lily usiadła na blacie, obserwując poczynania kobiety.
- Brakuje mi jeszcze paru rzeczy, skoczysz do sklepu? Zrobię ci listę produktów, a pieniądze zostawię na stole, muszę jeszcze pozałatwiać kilka spraw - powiedziała nalewając mleka do szklanki, a dziewczyna przytaknęła, zeskakując z szafki, by podać mamie kartkę i długopis; już po chwili była ona zapisana zgrabnym, pochyłym pismem. Lily schowała kartkę i pieniądze w kieszeni spodni, wzięła kilka łyków napoju przygotowanego przez kobietę i po chwili szła w założonym na szybko czarny płaszczu, o czym świadczyły krzywo zapięte guziki, po wąskim chodniku, kierując się do pobliskiego marketu. Śnieg mocno prószył, a mróz był tak mocny, że już po minucie przebywania na dworze dziewczyna musiała się szczelniej opatulić szalikiem, a zziębnięte ręce schować do ciepłych kieszeni.
Po krótkim czasie już spacerowała między półkami wypełnionymi produktami, pchając rękoma wózek, gdy poczuła jak na kogoś wpada. Oba koszyki wylądowały na podłodze, a wraz za nimi "zakupowicze", którzy owe wózki prowadzili; wokół nich leżała cała zawartość ich koszyków i dziewczyna naprawdę się dziwiła, że ochroniarz tego nie zauważył, mimo że przechodził kilka metrów dalej.
- Aua... Co to do cholery było? - Jęknęła Lily, czując pulsujący ból głowy, w którą się uderzyła o jedną z półek, a chwilę później o głowę tajemniczego kogoś, przez którego teraz ledwo żyła, leżąc wśród główek kapusty i kilku marchewek.
- Zdaje się, że ja... Moja głowa... Co się stało? - Zapytał chłopak, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dziewczyna uczyniła to samo, mrużąc oczy, by wyostrzyć wzrok, ponieważ po tym wypadku zaczęło kręcić jej się w głowie i miała mroczki przed oczami. Gdy udało jej się dostrzec owego chłopaka, mogła zauważyć jego niebieskie, wręcz błękitne oczy, które teraz trochę nieprzytomnie na nią patrzyły i jego roztrzepane, czarne jak heban włosy. Był niesamowicie przystojny.
- Zdaje się, że mieliśmy mały wypadek - powiedziała i uśmiechnęła się do chłopaka nieśmiało. On odwzajemnił ten gest, a Lily na ten widok zrobiło się ciut gorąco.
- Jestem Luke, a ty? - Zapytał, przyglądając jej się i podnosząc się z podłogi.
- Lily. Miło cię poznać... mimo że okoliczności w jakich się poznaliśmy są niezbyt dobre - powiedziała, również wstając na nogi.
- Taaak - mruknął, podnosząc koszyk, do którego z powrotem włożył wszystkie produkty, które przedtem się w nim znajdowały, a dziewczyna uczyniła to samo. Po chwili stali w twarzą w twarz i chłopak, ku zdziwieniu Lily, nagle walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Ale ja jestem głupi. Najmocniej cię przepraszam, zachowałem się jak skończony kretyn - Rudowłosa wytrzeszczyła oczy, jednak po chwili przybrała normalny wyraz twarzy i postanowiła udawać, że wie o co chodzi chłopakowi.
- Nic się nie stało, naprawdę, wszystko jest okej, nie musisz przepra...
- Ee... nie wiesz o co mi chodzi, prawda? - Przerwał jej, zakłopotany.
- Nie - odparła, kręcąc głową.
- Mama zawsze mi mówi, że jestem roztargniony. Nawet nie umiem się porządnie przedstawić, więc może jeszcze raz. Jestem Luke Williams, mieszkam w okolicy, przepraszam za ten incydent, nawet nie potrafię wózka prowadzić, wybaczysz mi piękna damo? - Lily aż otworzyła buzię ze zdziwienia, lecz później przyszło jej na myśl, że chłopak po prostu się zgrywa.
- Żartujesz, prawda? - Zapytała z nadzieją, obserwując poczynania chłopaka, który teraz uklęknął przed nią, błagając o wybaczenie. - Co ty robisz?! Przestań, wstawaj, ludzie się patrzą - wysyczała przez zęby, jednocześnie walcząc z ochotą wybuchnięcia śmiechem.
- O droga Lily - zaczął donośnym głosem, patrząc jej prosto w oczy, jednak po chwili przerwał z miną jakby próbował sobie coś przypomnieć -  Eee... jak właściwie masz na nazwisko? - szepnął po chwili, a dziewczyna wymownie wywróciła oczami, jednak odpowiedziała.
- Evans. Nazywam się Lily Evans - uśmiechnęła się do niego, a on jak gdyby nigdy nic kontynuował.
- O droga Lily Evans! Piękna, rudowłosa, damo! Wybacz mi ten przykry wypadek, który spowodowany był moją głupotą i roztargnieniem! Tak bardzo mi przykro! - Nagle zaczął płakać i Lily prawie by mu uwierzyła, gdyby nie to, że jego płacz przerodził się w cichy chichot. Dziewczyna już chciała na niego nawrzeszczeć, ale ze względu na przyglądający im się tłum ludzi, zrezygnowała z tego pomysłu, a zamiast tego, mocnym szarpnięciem odwróciła wózek i nie oglądając się za siebie, szybkim krokiem ruszyła do kasy.
- Ej! Ruda lisico! Zaczekaj! - Lily ogarnęła jeszcze większa złość na chłopaka, po tym, gdy usłyszała jak ją nazwał. "Już ona da mu rudą lisicę!". Oczywiście te parę rzeczy, które brakowały jej mamie, okazały się koszykiem wypełnionym po brzegi przeróżnymi produktami, które zmieściły się do trzech dużych siat, które Lily musiała teraz dźwigać. Droga od jej do domu do marketu trwała dziesięć minut i dziewczyna klęła na wszystkich i wszystko, że musiał być taki mróz; ręce jej zdrętwiały z zimna i naprawdę myślała, że za chwilę, jej obie odpadną, lub przynajmniej jedna z nich. Przeszła jeszcze kawałek, gdy już naprawdę nie wytrzymała i wypuściła siatki z rąk, chowając dłonie do kieszeni, by się chociaż trochę ogrzały. "Jak jej brakowało magii!". "Byłoby dobrze gdyby ktoś chociaż mi pomógł" - pomyślała i jak na życzenie tuż przy swoim uchu usłyszała męski głos. Gwałtownie się odwróciła i popchnęła chłopaka jednak na jej nieszczęście właściciel owego głosu pociągnął ja za rękę i razem wylądowali w wielkiej zaspie śniegu.
- Lisico, mogłem uwierzyć, że ten incydent w sklepie był przypadkowy, ale teraz to już chyba przeznaczenie, nie sądzisz? - Zapytał, a Lily najpierw pomyślała, że on ma nieziemskie oczy, a później, że chyba zwariowała, a jeszcze później, że musi jak najszybciej iść do domu. Szybko z niego zeszła, stając na nogi i otrzepując się ze śniegu. Mróz przyprawił ją o ogromne rumieńce na twarzy, a obecna wściekłość jaką czuła tylko je powiększyła, co z logicznego i jakiegokolwiek innego punktu widzenia, było prawie niemożliwe. Chłopak również już wstał i właśnie otwierał buzię, żeby coś powiedzieć - Lily sądziła, że jak zwykle nic mądrego - lecz przerwała mu szybko, dźgając go palcem w pierś.
- Posłuchaj mnie ty... zbyt pewny siebie, roztargniony kretynie pozbawiony kultury i czegokolwiek innego objawiającego dobre wychowanie - zaczęła, a chłopak zdziwiony podniósł brwi i wpatrywał się w nią zaskoczony - Po pierwsze, jeszcze raz nazwiesz mnie lisicą, a obiecuję, że powybijam ci te wszystkie ząbki, które tak szczerzysz, gdy wydaje ci się, że powiedziałeś coś mądrego. Po drugie, w sklepie był przypadek, teraz to zwykły pech, a nie żadne przeznaczenie, panie wróżbito. Po trzecie, przestań mnie śledzić, jesteś jakimś zboczeńcem czy jak?
- Ale... - wykrztusił oszołomiony. - Ja tylko chciałem ci pomóc nieść zakupy... - powiedział cicho, a Rudowłosa, która przed momentem pozbierała zakupy z ziemi, znów upuściła je na ziemię.
- A... no chyba, że tak - mruknęła zakłopotana, a Luke bez słowa zdjął swoje rękawiczki, dał je dziewczynie i ruszył dalej, uprzednio podnosząc siatki.
"Merlinie, jaka ja jestem głupia!" - krzyknęła w myślach i szybko podbiegła do chłopaka.
- Przepraszam za tamto... gniewasz się? - Zapytała, a chłopak spojrzał na nią, uśmiechnął się i pokręcił głową. - To dobrze, na prawdę nie chciałam, nie wiem co mnie napa... - przerwała, gdyż poczuła na swoich ustach inne usta... i dopiero po chwili się zorientowała, że są to usta Luke'a. Co było dziwne nie przeszkadzało jej to; pogłębiła pocałunek, jednocześnie zastanawiając się czemu całuje się z chłopakiem, którego zna dopiero od pół godziny. To szaleństwo, ale uznała, że tego szaleństwa w życiu ma zdecydowanie mało. Więc nie zastanawiając się wiele wplotła ręce w jego włosy i przylgnęła do niego całym ciałem. Chłopak na to upuścił zakupy, pozwalając, by niektóre produkty wypadły z siatki i poturlały się na ziemie, ale kto by się tym teraz przejmował?
Objął ją w pasie, przejeżdżając językiem po jej podniebieniu, na co ona cicho jęknęła. Całowali się zachłannie i z pasją i zapewne nie zamierzali szybko tego kończyć, jednak los chciał inaczej.
- RUDA?! A co ty tu, na gacie Merlina, wyprawiasz?!

                                                            ***

Już za nami. Pierwszy rozdział, z lekkim opóźnieniem, za które najmocniej przepraszam. Te internety...
Na pewno może Wam się to wydać banalne i kompletnie bez sensu, że Lily już w pierwszym rozdziale się całuję. Ale zdradzę Wam, że chcę jak najszybciej zacząć historię z Lukiem i chcę zapewnić, że w przypadku Lily i Jamesa na pewno tak nie będzie, wręcz przeciwnie. :) Nic więcej nie powiem. Co do rozdziału to jest on nudny i nie za wiele się dzieje, jednak akcja powoli, powoli się rozkręca. Mam nadzieję, że Wam się spodoba... czy coś.


~Gillan.

piątek, 5 lipca 2013

Come back!

Więc... dość długo mnie tu nie było... ALE! Zastanawiałam się i doszłam do wniosku, że mam nowy pomysł na to opowiadanie, WIĘC - usuwam wszystko [a właściwie jeden (!) rozdział] i zaczynam od początku. Po półtora miesiąca wracam z nowym pomysłem, zwarta i gotowa, więc teraz oczywiście Wam obiecam, że na pewno nie będzie tu TYLKO JEDNEGO rozdziały, a więcej. :) Co najważniejsze i czego nie zrobiłam na początku, to chciałam Was przeprosić za tak długą nieobecność, bo naprawdę wiele razy próbowałam coś napisać, coś wymyślić nowego, ale wena mnie opuściła, pomysły mnie opuściły i tak naprawdę później, kiedy może bym się przełamała i coś jednak dodała, dopadło mnie lenistwo. Także naprawdę bardzo, bardzo Was przepraszam i jest mi przykro, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie, bo właśnie jutro, może dzisiaj (kto wie?) wynagrodzę Wam to - nowym rozdziałem, który rozpocznie, jak sądzę, lepszą i inną historię, opowiadanie - nazwijcie to jak chcecie i mi łaskawi czytelnicy (czy ktoś to w ogóle czyta/czytał?) przebaczycie. ;) Więc przepraszam jeszcze raz i do zobaczenia już bardzo niedługo.


PS: Wracam z nowym nickiem, pseudonimem, nazwą, cokolwiek i od dzisiaj jestem... będę się podpisywać: Gillan :) Może niektórzy się zorientują z czego to wzięłam ;p



Obserwatorzy